
💀Pasy zapięte? No to w drogę.
Zabiorę Was dzisiaj w odrażającą podróż śladami szaleństwa, gdzie nawet najostrzejsze wiraże nie stanowią zagrożenia. Najwyższy bieg nie ogarnie, najszybsze tempo nie podoła, najbardziej brawurowy kierowca nie doścignie. Tę trasę wybrukowano seksem, zbiegami okoliczności, zbrodniami, torturami, tajemnicami i żądzami głównego Mr Psychopaty – Wayne’a… Brutalny, dziwny gostek, mówię Wam.💀
Jak ja lubię takie książki! Jakkolwiek to zabrzmi – to moje comfort ready. Niejednokrotnie się zastanawiałam, czy takie książki w ogóle można zaliczyć do tejże kategorii. No bo wiecie, one prędzej kojarzą się z milutkim kocykiem, miłością, serduszkami, jednorożcami i pumpkin latte. Jakimś Grejem, Blanką, Anią z Zielonego Wzgórza, kojącym romansem, powolnym obyczajem działającym jak plaster na zszargane nerwy, Mikołajkiem, albo innym słodziakiem. Tymczasem mnie zazwyczaj z zastoju czytelniczego, stresu życiowego i innego dołka ogólnego wyciągają horrory – najobleśniejsze z możliwych, odmóżdżające do potęgi entej, ociekające krwią i innymi najwymyślniejszymi płynami ustrojowymi. Idealnie jest, gdy historia pomimo swej brutalności została posypana konfetti w którym zaaplikowano również przebijające się gdzieniegdzie ścinki czarnego, lub suchego humoru. Do tego ciekawe portrety psychologiczne niebanalnych bohaterów i moje morale wracają na swoje miejsce. Tu się całkiem udało.
💀Ketchumowa „Dziewczyna z sąsiedztwa” nie należała do tej kategorii, kto czytał, ten wie, że to kawał mocnej literatury, która potrafi obedrzeć z ostatnich pozytywnych rozważań nad człowieczeństwem.
💀Ketchumowe „Jedyne dziecko”, as well. Serce się krajało, smutek mnie osaczył, zmiażdżył mi serce niczym imadło, przemielił w maszynce do mięsa i zostawił roztrzęsioną z niedowierzaniem, że takie diabelskie zło pod postacią zwykłego człowieka gdzieś przechadza się obok mnie.
💀Ketchumowe książki pomimo swego ciężaru bardzo mnie jednak do siebie przyciągają. Zwykle bazują na prawdziwej historii – nie są jej odzwierciedleniem w proporcji 1:1, wiele osób nie lubi takich zabiegów. Autor nie pisze w sposób wyszukany, kwieciste opisy nie należą do jego mocnych stron, często celuje w niedopowiedzenia, krótkie i ucięte zdania. Przyznam, iż o wiele lepiej czyta się jego książki w oryginale, gdzie ten zabieg jest łatwiej przyswajalny. Chaos, surowość i prostota narracyjna jednak w przypadku tego typu grozy jest bardzo ciekawa, stanowi zupełnie odmienną szkołę, aniżeli chociażby nastrojowa i płynąca najpiękniejszym słowem groza gotycka.
Tutaj mamy nacisk na akcję. Jak już wspomniałam – jedziemy bez trzymanki, w różnych konfiguracjach, wyszukanych pozycjach. Wayne marzy o tym, by kogoś zadźgać, albo na przykład udusić. Może być też inny sposób – byleby zakończyć czyjś nudny żywot w celu podrasowania własnego, równie nędznego. Jak cudownie byłoby poczuć tę władzę… tak go poniosły te rozważania, że podczas stosunku ze swoją dziewczyną mało nie popłynął i nie poszedł o krok za daleko… Obraziła się, poszła do domu – a on przypadkiem zobaczył jak dwójka nieznajomych spełnia jego marzenie! Od tamtej pory ich nie opuszcza, postanawia ich zabrać na przejażdżkę!🚘🪓
Świetna, szybka, choć od połowy lekko już nużąca. Czerpiąca z prawdziwych wydarzeń. Choć nie należy do literatury wysokich lotów, od paskudnego tłumaczenia niczym u wujasa google paliły mi się przewody, zakończenie było mdłe, za tydzień prawdopodobnie o niej zapomnę – zrobiła to, czego od niej wymagałam. Była przyjemnym czytadełkiem i dostarczyła tej całej relaksacji.
Suspensowa ocena: 💀💀💀/5