Wszechobecna ciemność i mroźne powietrze smagały ich po zmęczonych nocną imprezą twarzach. Czwórka znajomych wraca na szagę przez pradawne piktyjskie cmentarzysko. W pewnym momencie jeden z nich zauważa leżącą młodą kobietę. Porzuconą, zgwałconą, dźgniętą nożem. Na ich oczach wydaje ostatnie tchnienie. Od razu raportują sprawę na miejscowym komisariacie, przez co trafiają na policyjny świecznik. Są pijani, do tego cali wymazani krwią ofiary.
Po dwudziestu latach policja wraca do nierozwiązanej sprawy, licząc na to, iż nowoczesne systemy pozwolą im w zidentyfikowaniu brutalnego mordercy. Jednakże, wokół całego zajścia tworzy się niemały chaos, z którym będzie musiał się zmierzyć nie tylko wymiar sprawiedliwości, lecz również paczka przyjaciół, których życiowe ścieżki już dawno zostały poprowadzone w odrębnych kierunkach.
„Odległe echo” zauroczyło mnie przede wszystkim swoją klimatyczną aurą, która wyczuwalna jest już od pierwszych scen. Gdzież może być bardziej mrocznie, aniżeli na szkockim cmentarzysku? Wyspiarskie kryminały mają w sobie ten trupi magnetyzm. W zdaniach autorki wręcz rezonuje wilgocią, pochłaniającą mgłą nawarstwiającą się coraz to gęściej na głęboko skrywane tajemnice i niedopowiedzenia kłębiące się wśród skonsternowanych bohaterów. Kłamstwa i prawda są nie do odróżnienia, motywacje i zachowania niewytłumaczalne.
Choć książka jest dość sporej objętości, została przeze mnie wessana tempem ekspresowym. Proza autorki jest wciągająca, zdania napisane z niezwykłą lekkością, a realistyczne i całkiem humorystyczne dialogi dodają historii McDermid wigoru – nawet pomimo ciężkiej, posępnej atmosfery, ponurych krajobrazów i jeszcze mroczniejszych zajść.
Nerwowość na sposób działania i nieudolność służb udziela się czytelnikowi, jak również wprowadza chaos w życiu bohaterów. Jesteśmy prowadzeni kryminalnymi korytarzami, jakoby w labiryncie, z którego nie ma wyjścia. Mamy ochotę potrząsnąć wszystkimi, przeszukać ich, przepytać, przeprowadzić dochodzenie na własną rękę.
Zaczynamy obwiniać każdego po kolei, nie mając konkretnych dowodów. Chciałabym właśnie, aby wybrzmiało to, jak bardzo WSZYSTKIE wydarzenia mające związek z morderstwem Rosie miały wpływ na życie chłopaków. Jak ich przyjaźń została wystawiona na próbę. Jak felerny zbieg okoliczności namieszał im w głowach i zasiał ziarno niepokoju, doprowadzając do totalnej wysiewki niechcianych chaszczy i toksycznej destrukcji tego, co niegdyś miało pozostać rozrastającym się pięknym i kwitnącym polem niezniszczalnej męskiej przyjaźni.