
Po wielu podejściach i niezliczonych próbach uniknięcia objęć namolnego Morfeusza udało się skończyć ten dreszczowiec niewywołujący jakiegokolwiek dreszczu, no może pomijając dreszczyk zażenowania. O! Jeszcze dreszcze poprzedzające drzemkę były, excuse-moi.
Uciekając przed swoją niefortunną przeszłością z Londynu, nasza główna bohaterka Jess kieruje się do prestiżowego apartamentowca, w którym rezyduje jej brat Ben. Niestety, na miejscu zastaje wrogą atmosferę i nic poza tym. Ben wyparował, nie ma od niego żadnego znaku życia, dziewczyna wkrada się zatem mimochodem do nieustannie monitorowanej rezydencji, z kodami zabezpieczającymi w domofonach etc. Medżik. Jako, że wszystko wskazuje na fakt tajemniczego zaginięcia wbrew woli czarującej persony jaką jest jej brat, Jess prowadzi dochodzenie na własną rękę, podgląda mieszkańców, wkrada się im na kwadrat, szpieguje i węszy. Tajemnice zostaną wywleczone, ale…
Teraz uwaga, pamiętajcie. Nie odradzam, polecam się zapoznać z książką na własną rękę.
Tajemnice w tym thrillerze są nadzwyczaj ennuyeux à mourir (nudne jak flaki z olejem), od samego początku do końca napięcie jest de zéro. Niezależnie od tego w jakiej formie podchodziłam do tej historii – audiobook, książka tradycyjna – nie czułam się zaangażowana. Postaci były dość płaskie, nie odznaczały się żadnymi szczególnymi cechami, nie polubiłam żadnej z nich, ani też nie wzbudzały we mnie kompletnie żadnych emocji… poza obojętnością. Już wolałabym, aby mnie wkurzały. Ben dorastał do rangi bóstwa, gdyż zakochała się w nim chyba cała ekipa z apartamentowca. Rozwiązanie zagadki, zarówno jak prowadzenie fabuły było trudne w odbiorze. Mam wrażenie, że zamysł był ciekawy, jednak coś siadło. Tajemnica w zamkniętej przestrzeni, podejrzani wszyscy wokół…. Mogło być super. Liczne zmiany narracji, sporo przeskoków czasowych i króciutkie rozdziały – to powinno czytać się vite (szybko). Powinno, ale tak nie było, bo ciągnęłą się ta fabuła nieubłagalnie. Masa zupełnie niepotrzebnych scen erotycznych, potęgowała wrażenie, jakgdyby dosłownie każdy epizod zakrapiany był dozą érotisme. Seksualność kipiała zewsząd, a suspensu jak nie było, tak nie ma do teraz. Nie powiem, bardzo spodobał mi się wątek łączący wszystko w całość, ale rozwiązanie zagadki sprowadziło mnie na ziemię, było absurdité. Nie znam kompletnie francuskiego, słowa wplecione w ten wpis są wklejone ze słownika, aby pokazać Wam, jakim stylem spisano całość tejże książki. Gdyby nie francuskie zwroty wstawione w 90 procentach od czapy, napomknięcie o Bazylice Sacré-Cœur i obowiązkowy zakup crossaintów i lingerie, opowieść mogłaby zostać ulokowana nawet w Warszawie.
Ocena: 💀/5