
Wszystko zaczyna się dokładnie w tym najbardziej kluczowym momencie. Gdy szkarłat barwi ostrze, pokrywa całe dłonie i ścieka obficie na podłogę, rzeźbiąc nań wzory niemożliwe do zamazania. Wryją się one w ten pozornie sielski krajobraz wypełniony ludzkim bestialstwem, pychą i żądzą tego, co obiektem pożądania nigdy zostać nie powinno. Nowy dom, który miał przynieść sporo miłości, przyjemnych wspomnień. Te, zamalować miały przyszłość na jaskrawe barwy, nadając nowy bieg zranionej duszy. Zamazać przeszłość i skreślić mroczne wspomnienia, jak gdyby nigdy nie miały racji bytu. Odciąć się. Zapomnieć. Odżyć. Ale ta czerwień o metalicznym posmaku wciąż za nią podąża. Naznacza ją, niczym piętno, którego nigdy się nie pozbędzie, choćby starała się z całych sił.
„Pomoc domowa. Z ukrycia” Freidy McFadden, to trzecia część serii o Millie Calloway, którą oczywiście zalecam czytać w odpowiedniej kolejności. Szybka ściąga: „Pomoc domowa” tom 1, „Pomoc domowa. Sekret” – tom 2. Dwie poprzednie części przesłuchałam ostatnio w audiobooku z polecenia koleżanek z pracy i wciągnęłam się w nie bez reszty! Jestem pewna, że jak tylko włączycie, to wkręcicie się na całego.
Pokusiłabym się o stwierdzenie, że całość twórcza Freidy McFadden skupia się na przemyślanych i totalnie nieprzewidywalnych zwrotach akcji, którymi autorka sprawnie żongluje i nigdy nie wiadomo, czy ten aktualnie przeczytany, faktycznie jest finalnym.
Postać Millie Calloway została stworzona, by szokować i bez wątpienia wywoływać sporo emocji. Poznajemy ją od podszewki, przechodzimy z nią przez liczne problemy, kibicujemy, cieszymy się z tego, że twarda z niej babka i tak dzielnie idzie przez życie. W pewnym momencie staje się nawet swego rodzaju bohaterką damskich serc, wybawicielką, tylko po to, by finalnie stać się bezbarwną „kobietą z przedmieścia”. Zwykłą mamuśką pakującą swoje dzieciaki do autobusu szkolnego, szalejącą za swoim mega przystojnym mężem – Włochem (no, no) i mającą własną pomoc domową. Ta przemiana dzieli czytelników, ale w wywodach bohaterki czytamy, iż ona sama jest świadoma tego, jak bardzo zmieniła się po założeniu rodziny. Poniekąd rozumiem, sporo kobiet przechodzi totalne przewartościowanie życia, zmieniając swój charakter, jakby osoby sprzed urodzenia dzieci nigdy wcześniej nie było i być nie powinno. Nie mnie to jednak oceniać.
Nowy dom zakupiony przez rodzinę Millie okazuje się podejrzanym miejscem, obserwowanym z zewnątrz, ale i skrywającym sporo tajemnic w środku. Sąsiadki od samego początku są okrutnie irytujące – jedna z uporem maniaka podlizuje się jej mężowi i oferuje smarowanie SPFem, druga zaś przed zapoznaniem dzieci pyta o książeczkę szczepień. Osobliwa okolica.
Zachęcam do lektury, przez tę serię się płynie – dla mnie świetny sposób na odstresowanie, gdyż bardzo angażuje i sprawia, że zapominasz o otaczającej rzeczywistości. Do tego wszystkiego, po raz kolejny otrzymałam nieprzewidywalny i zaskakujący finał.
Współpraca reklamowa z @czwartastronakryminalu@czwartastrona

