Jednych denerwują politycy, innych skorumpowana branża lekarska, czy mundurowi. Gary’ego Ridgway’a wyjątkowo irytowały prostytutki. Na tyle nimi gardził, tak go wkurzały, że postanowił się na nich uwziąć. Ach, no totalnie nie potrafił ich zrozumieć, brzydziły go, stanowiły dlań margines społeczny. Zaśmiecające ulice setki nic niewartych jestestw, które to szwendają się i psują rodziny wartościowych ludzi. Lepiej będzie bez nich.
Obrzydzenie to jednak nie przeszkadzało mu w korzystaniu z ich usług. Gary już od najmłodszych lat wyczuwał niesamowity pociąg seksualny, który był trudny do zaspokojenia. Dorastał w przeświadczeniu, że masturbacja jest jednym z największych grzechów, jakie człowiek może popełnić. Pomimo posiadania żony, pierwszej-drugiej-trzeciej, pozornie satysfakcjonującego życia seksualnego, pozornie normalnego życia osobistego, mężczyzna (z twarzy zupełnie nijaki, przeciętny, podobny do nikogo) skrywał wiele mrocznych sekretów. Jego fiksacja erotyczna, która popychała go do urzeczywistniania najdzikszych fantazji seksualnych zamieniła się w falę najbrutalniejszych mordów wszechczasów. Morderca znad Green River – przydomek najokrutniejszego z okrutnych. Nawet osławiony najgorszą z możliwych sław Ted Bundy nie mógł się z nim równać. Pobił jego rekord, długo był nieuchwytny.
Po raz kolejny spotykamy się z zaburzonym wzorcem rodziny, który miał ogromny wpływ na niepoprawne funkcjonowanie jednostki. Społeczny ostracyzm zupełnie niedostosowanego do życia wśród rówieśników chłopca. Niby niczego mu nie brakowało, ale nie pasował nigdzie. Sprawiał wrażenie mentalnie opóźnionego, nauka sprawiała mu niemałe problemy, a słowa nie składały się w zdania, nie nabierały żadnego sensu. Czuł ciągły niepokój spowodowany nieustannymi przeprowadzkami, często obrywał od ojca, nawet za to, że oberwał od innych. Moczył się w łóżku, ciekło mu z nosa, był dziwnym dziwakiem. Od dziecka odczuwał potrzebę unicestwiania, mordowania, podpalania.
Morderca znad Green River” to obszerne studium przypadku, jakim był psychopata znęcający się nad prostytutkami. Ann Rule w zupełnie niekonwencjonalny sposób opisała jego życie, oddając hołd wszystkim ofiarom gwałciciela, dusiciela. Pomijając obszerny opis działań policyjnych, prowadzonego dochodzenia i technologii, jaką w ówczesnych czasach władały służby, autorka skupia się na społecznym i historycznym aspekcie, nie pomijając życia prywatnego każdej z ofiar. Cała opowieść została spisana w sposób przystępny dla czytelnika i pomimo obszerności nie nudzi. Trzyma w zainteresowaniu, poddaje nas wielu moralnym dywagacjom i pozostawia z nadzieją. Z nadzieją, że świat, który nas aktualnie otacza, dzięki wszelakim udogodnieniom technologicznym i naukowym jest w stanie zagwarantować nam większe bezpieczeństwo, aniżeli to, które istniało w ubiegłym stuleciu.