Okładka powieści z pewnością wywołuje multum zróżnicowanych konotacji, jednych przyciągnie, innych odrzuci fantazyjną brutalnością. Choć frontowy potwór może sugerować wyolbrzymioną grozę danej fabuły oraz nadmiernie fantastyczny rodzaj prozy, wbrew pozorom to co kryje się pod powierzchnią oprawy, bez wątpienia zaskakuje. Jacek Piekiełko stworzył powieść nie tylko wielowątkową, ale również wielogatunkową, która w moim odczuciu stanowi świeży powiew na scenie mrocznej literatury. Spisanie angażującej, niezbyt prostej, ale też niekoniecznie przekombinowanej powieści detektywistycznej stanowi nie lada wyczyn. Horrorów też było już w opór, każdy wątek poniekąd wydaje się być oklepany, motywy lubią się powtarzać, co skutkuje przewidywalnością. Autor, którego twórczość dotychczas była mi zupełnie obca, zaskoczył mnie na każdej możliwej płaszczyźnie.
Przeskoki narracyjne z początku wprowadzają zamęt i wywołują poczucie chaosu. Zaczynając od różnych płaszczyzn czasowych, sytuacyjnych, kończąc na opowiadaniu wielu historii z wielorakich punktów widzenia sprawiało, że niejednokrotnie poczułam się skonfundowana. Jednakże, to poczucie zagubienia nie było ani przez chwilę odpychające, ba – wręcz pchnęło mnie dalej w zawiłość niespowalniającej fabuły.
Największym atutem powieści niezaprzeczalnie jest fakt ulokowania jej w rzeczywistym miejscu o bardzo intrygującej przeszłości. Wszak tytułowy Biały Słoń, to monumentalny gmach budynku owianego tajemnicą sięgającą czasów Drugiej Wojny Światowej. Znajdujące się na szczycie Pop Iwan niegdysiejsze centrum astrologiczno-meteorologiczne dziś poddane zostało renowacji, ale jeszcze nie tak dawno straszyło turystów Czarnohory swymi ruinami. Bądź kusiło urbeksowych pasjonatów, jak kto woli.
To pokryte śnieżną kapą widowiskowe, górskie obserwatorium bez wątpienia jest głównym punktem historii. Można nawet odnieść wrażenie, jakoby było spersonifikowane. Centrum wszelkiego zła gromadzące wokół siebie mrok, a wewnątrz skrywające niecne uczynki i akty bestialstwa.
Lokalne legendy, mistyczne opowieści i dziennik byłego pracownika obserwatorium, z którego dowiemy się o zajściach panujących tu przed laty sprawią, iż Białego Słonia poczujemy wszelkimi zmysłami. Zajrzymy za jego mury, odkryjemy tajemnice, przeczołgamy się w podziemnych tunelach. Zamykając ostatnią stronę będziecie zmęczeni, niemalże poczujecie lepkość krwi na swym ciele, sprawdzicie niejednokrotnie, czy Wasze ciało jest w całości, bez ran i skaz.Tętno przyspieszy, gdyż dynamiczna końcówka nie pozwoli Wam pozostawić zagadki nierozwiązanej… Finalnie odetchniecie z ulgą, gdy rozejrzyjcie się po kątach swojego pokoju i uzmysłowicie sobie, że to była tylko książka.
Fantastyczna, magiczna. Pełna niebanalnego humoru, nawiązań do kultury (tej wysublimowanej, jak i spopularyzowanej), fenomenalnie nakreślonych postaci. Szczególnie introwertycznego komisarza Horsta, którego losy z miłą chęcią śledziłabym w ramach kontynuowania tej potencjalnej serii kryminalnej.