
„Wiosenna ofiara” jest czwartym tomem cyklu Kwartet Sezonowy. Książka miała swoją premierę w kwietniu tego roku i muszę przyznać, że wcześniej nawet nie słyszałam nazwiska tego autora. Postanowiłam dać mu szansę, ponieważ skandynawskie kryminały są zdecydowanie moimi ulubionymi. Okraszone przepiękną oprawą graficzną, te szwedzkie kryminały z pewnością mogą cieszyć oko okładkowych srok.
Mistyczny klimat lasów, wierzenia ludowe i rytualne obrzędy stanowią główny punkt tej powieści, która to liczy sobie ponad czterysta stron. Czytając pierwsze rozdziały byłam zachwycona, ten tajemniczy i duszny nastrój bardzo szybko mnie wciągnął.
Akcja toczy się dwutorowo, w czasach teraźniejszych oraz w latach osiemdziesiątych. Główna bohaterka, Thea Lind, przypadkiem natrafia na zawiniątko w starym, parkowym dębie. Na ten moment, mogę Wam zdradzić, iż pakunek zawiera stare zdjęcia polaroidowe przedstawiające wizerunek przepięknej nastolatki w niezwykle przerażającej scenerii. Co więcej, okazuje się, że tego dnia została ona brutalnie zamordowana, a winą za ten czyn obarczono jej przyrodniego brata. Mrok płynący ze zdjęcia wprawia kobietę w osłupienie, a konsternacja popycha ją w kierunku podjęcia prywatnego śledztwa.
⛔możliwe spoilery⛔
Dochodzenie prawdy, poszukiwanie poszlak i szlajanie się po niebezpiecznych rejonach przypominało mi zagrywki Eriki z sagi o Fjallbace (tę serię akurat miło wspominam) – kto czytał, ten wie co mam na myśli. Dosłownie superwoman, nawet zamknięta w piwnicy wychodzi bez szwanku, dodatkowo rozwiąże każdą zagadkę niczym Columbo. Z każdą kolejną stroną już mi się dłużyło, za dużo powtórzeń, czego nieziemsko nie lubię – ok załapałam, że dzieciaki miały maski zwierząt, zdjęcie było takie i owakie, a zaginęła walizka. Raz wystarczy. Dam trzy trupy za tę skandynawską atmosferę, dwie zabieram za przeciąganie struny.
Czytaliście, zamierzacie?🕵