Bądź wdzięczna. Bóg cię pobłogosławił. Masz ładny dom. Masz rodzinę.
Co z ciebie za matka, Leno?
Co z ciebie za potwór?
Ale kiedy to nie mój mąż, nie moje dzieci, nie mój dom.
Nie o to prosiłam. Nie prosiłam o to by mnie porwano, przetrzymywano w szałasie w środku lasu. Bez okna na świat, bez świeżego powietrza. Z dala od innych ludzi, od przyjaciół, rodziców i reszty społeczeństwa.
Kim on jest? Dlaczego nazywa mnie Leną? Czy ja już do reszty zwariowałam?
Proszę, wypuść mnie z tego teatru w którym każdy odgrywa najgorszą z możliwych ról…
„Ukochane dziecko” reklamowane jest jako mieszanka „Pokoju” i „Zagubionej dziewczyny”, która zaczyna się w momencie, w którym inne thrillery psychologiczne się kończą. Od samego początku wprawia czytelnika w zakłopotanie. Sprawia, że gubimy się w labiryncie własnych myśli. Od pierwszej strony działamy na najwyższych obrotach w poszukiwaniu odpowiedzi na wiele niewiadomych. Autorka odkrywa przed nami coraz to więcej tajnych zakamarków, prowadzi po omacku po nieznanych uliczkach. Dzięki wieloosobowej narracji poznajemy historię z wielu perspektyw, co wprowadza w jeszcze większe poczucie zagubienia. Niczym dzieci grające w ciuciubabkę szukamy oprawcy i motywu zbrodni. Zbrodni niewyobrażalnej, popełnionej przez psychopatycznego mordercę. Cała opowieść jest NIESAMOWICIE angażująca, wprowadza w poczucie dyskomfortu, wzbudza wiele negatywnych emocji. Dziadek, matka i córka – każdy z nich przedstawia przebieg wydarzeń ze swojej perspektywy, a wycinki z gazet idealnie dopełniają całość pokazując jak społeczeństwo podsyca spiralę hejtu, przygnębienia i frustracji. Dzieci wychowujące się z dala od innych, nieznające nikogo poza swoim tatusiem, którego traktują niczym Boga. Poznajcie ich historię, a dowiecie się jak to jest w ogóle możliwe, by wychowywać się w ukryciu, zamknięciu, z dala od wszystkiego i wszystkich.
Po przeczytaniu 80% książki zaczęło mnie lekko drażnić „przeciąganie” tematu – czyli warto zaznaczyć, że mogłoby być ciut krócej. Zakończenie jest dla mnie osobiście najgorszym z możliwych, takie jakich nie toleruję w kryminałach, czy thrillerach. Lubię być wodzona za nos, kocham plot twisty których mogłabym się domyślić, ale tego nie zrobiłam, bom gapa. Nie takie, gdy sprawca wyskakuje z przysłowiowych czterech liter, nieznany nam typek, cały na biało. Przyznaję – cała argumentacja jego poczynań, jak również to kim jest, skąd się wziął jest bardzo logiczna, ale ludzie – koleś wyskoczył znikąd, przez co finisz w moim odczuciu zdaje się być napisanym nieco na kolanie, niepołączony z poprzednią częścią fabuły. Zdziwiła mnie również jedna sprawa, związana z pewnym samobójstwem…. Ale to już oceńcie sami. Początek książki oceniam wysoko, końcówkę słabiej. Ogólnie 💀💀💀+/5