Pierwsza dekada XXI wieku, czas mojej nastoletniej kariery w LO. Wszechobecnie rozbrzmiewająca polifonia, pliki przesyłane na ławeczce pod blokiem przez podczerwień. Kto lepszy i bardziej obeznany w temacie, to miał powgrywane już nawet jakieś empetrójki na Sony Ericssonach z permanentnie zacinającymi się joystickami. Diablo umilało wolne chwile, podboje miłosne przeniosły się na GG, pierwsze piwka na dworcach, Komandosy, fajeczki za transformatorem, a dla odważniejszych bardziej wyskokowe substancje.
Autor, mój równolatek, zagwarantował mi podróż w czasie – autentycznie odmłodniałam, przeniosłam się do roku 2006.
„Nie ma złych miejsc, są tylko źli ludzie”
Grupka siedemnastolatków staje przed niesamowicie okropnym doświadczeniem jakim okazuje się śmierć jednego z nich. Wydarzenie to odciśnie piętno na ich psychice na całe życie, zapoczątkowując pasmo nieszczęść.
Zło czai się w mroku ludzkiego umysłu czekając tylko na jakikolwiek bodziec, by móc powstać z martwych. Z uśpienia, z nicości… Wystarczy odpowiedni impuls, przykre doświadczenie, aby przywołać je do życia. Zło rodzi kolejne zło, to łańcuch tragedii i nieszczęść. Znarkotyzowany, otępiały i skrzywdzony umysł nastolatka wydaje się niezwykle podatny na diabelskie, schizofreniczne, a nawet i mordercze myśli. Błędne koło jakim jest stan upojenia alkoholowego, krzywdy rodzinne, niespełnione pragnienia, nieszczęśliwe miłostki. Beznadziejne i szczególnie krzywdzące poczucie nastoletniego humoru. Bieda, agresja, śmierć.
Historia napisana niezwykle płynną dwutorową narracją, bogata w realistyczne dialogi i poruszająca do szpiku kości. Autor opisuje wszystko z dosadną brutalnością – na tyle, aż metaliczny posmak krwi przesiąka do ust czytelnika, jej lepkość czuć pod palcami przewracającymi kolejne strony, a zapach fekaliów przenika nozdrza na wskroś.
Pamiętajcie, to jest horror – wszystkie chwyty dozwolone. Jest grubo.
QOTD – „Dlaczego czerpiemy przyjemność z czytania takich historii? Czy to już podpada pod masochizm?”🕵