
Anna Musiałowicz, to mistrzyni krótkiej formy. Nie potrzebuje wielu słów, by utkać historię przepełnioną emocjami i nostalgią. Z każdej strony wręcz wylewa się melancholia, a całokształt wybrzmiewa nadzwyczajnie mrocznym pięknem. Cudowne jest to, iż autorka z najbardziej prozaicznych sytuacji życiowych potrafi wykrzesać magię i przeplata ten czarodziejski sznyt realizmem. Elementy zwykle niezauważalne, takie do których nie przywiązujemy się na co dzień, omiata złotym pyłem, kreując z nich niezwykłe momenty.

Dom ciotki Konstancji przeniósł mnie do lat dziecięcych. Do wielopokoleniowego domu, w którym mieszkaliśmy niegdyś z rodzicami, babcią, prababcią, ciotką, wujkiem i kuzynostwem. Niezapomniane to były chwile, pełne radości, wrzawy i harmidru. Choć minęło już wiele lat, te wspomnienia pozostają w naszych sercach i niczym stare fotografie przeskakują w pamięci raz po raz. Taka właśnie jest powieść „Pamiętam tylko ogień”. Dom Konstancji stanowi swego rodzaju wehikuł czasu, w którym ciężko zaakceptować niechciane zmiany i przepływające przez palce lata. Ze starych zdjęć znikają postaci.
Strata najbliższych, odchodzące od nas coraz to kolejne najbliższe osoby, skracająca się linia pokoleniowa. Nieuchronne starzenie i śmierć…

„Pamiętam tylko ogień” jest niezwykle kobiecą prozą, pokazującą relacje międzyludzkie i problemy z udźwignięciem zatracenia cząstki siebie poprzez stratę ukochanej osoby. Przepełniona symboliką literatura piękna, z której emanuje mistycyzm i oniryzm z całą pewnością trafi we wrażliwość każdej osoby, ceniącej niezwykle sugestywne opisy i prawdy życiowe. Troll siedzący przy mostku i wiedźmi element dodają tej powieści magicznego wydźwięku, oraz stwarza szerokie pole do interpretacji. Smutna i dosadna historia. Za to właśnie kocham książki Ani.
( Współpraca reklamowa z @pulpbooksmedia )
