„Krzyk sowy”, czyli druga z ostatnio przeczytanych przeze mnie książek Patricii Highsmith została po raz pierwszy wydana w roku 1962 i doczekała się kilku ekranizacji. Autorka gatunkowo reprezentuje thriller psychologiczny na najwyższym poziomie, łącząc sprawnie wątki kryminalne ze złożoną głębią nakreślonych przezeń postaci. Motywy przewodnie ponownie oscylują wokół tematyki obsesji, jak również szalonych aktów desperacji wywodzących się z epizodów depresyjnych.
Głównym bohaterem powieści jest Robert Forester, zbliżający się do trzydziestki mężczyzna, który stanął na życiowym rozdrożu. Niedawno przeprowadził się z Nowego Jorku do zupełnie innej okolicy w Pensylwanii, by na nowo się ustatkować, jak tylko ku końcowi dobiegnie tocząca się sprawa rozwodowa. Jego psychika jest nad wyraz krucha, niejednokrotnie przechodził już przez wszelkiego rodzaje doły spowodowane nawrotom depresji, na którą cierpi od lat. Jego małżonka zdaje się być bardzo nieprzyjemną osobą, wytykającą mu jego problemy i przerzucającą wszelkie niepowodzenia na ich karb. Okazać się ma również, iż kobieta jest okropną manipulantką, nieszczędzącą naginania rzeczywistości na poczet własnych korzyści.
„Depresje potrafią być okropne. Są jak choroba. Mogą doprowadzić ludzi do szaleństwa.”

Sam Robert jest równie intrygującą postacią, wykreowaną na sposób dość ambiwalentny, by wywoływać w czytelniku skrajne emocje. Już na pierwszych stronach dowiadujemy się o jego niezdrowej obsesji na punkcie młodziutkiej dziewczyny, którą upodobał sobie na tyle, że regularnie sterczy w ukryciu i podgląda jej codzienność. Imponuje mu jej domatorski tryb życia, łatwość z jaką przechadza się między pokojami, a nawet snucie się w kuchni podczas przyrządzania posiłków. Ich losy mają się jednak niespodziewanie spleść, przewracając jego życie do góry nogami.
Wszystko mogłoby potoczyć się niczym w pełnoprawnym, wzruszającym love story, aczkolwiek Highsmith nie bierze jeńców i zmienia bieg wydarzeń. Przedstawia każdą postać dwojako, obnażając zarówno jej dobre strony, jak i słabości prowadzące do każdorazowego, wewnętrznego fiaska. Szaleństwo i miłość idą w parze, a jak dobrze wiemy, do tanga trzeba dwojga… Tymczasem tutaj mamy miłosny trójkąt, a może i nawet czworokąt, gwarantujący sporo nerwówki, ponieważ intencje zakochanych potrafią zmieniać się, jak w kalejdoskopie.
„Jestem absolutnie pewny, że gdyby wszyscy na świecie nie przypatrywali się bacznie temu, co robią inni, oszalelibyśmy. Ludzie, zostawieni sami sobie, nie wiedzieliby, jak żyć.”

Patricia Highsmith w „Krzyku sowy” przedstawiła bardziej energetyczną prozę, niepozbawioną plot twistów, oraz niepewności. Suspens wisi w powietrzu, niejasność zamiarów każdej z postaci niebywale ciekawi, a chęć poznania finału doprowadza do szewskiej pasji. Z ogromną chęcią sięgnę po każdą inną książkę autorki, gdyż w prowadzonej przez siebie narracji udowadnia, iż niezależnie od tempa, jakie postanowi jej narzucić, jest arcyangażująca i zaskakująca.
Współpraca reklamowa z @oficyna_noir_sur_blanc
Tutaj przeczytasz o innej książce autorki:
