Pojęcie sharentingu, czyli upublicznianie treści z udziałem dzieci, nierzadko w kontekście zarobkowym, przedstawiane jest coraz częściej jako niechciane i wysoce negatywne. Coraz śmielej mówi się o zagrożeniach płynących z wrzucania zdjęć swojego potomstwa do mediów społecznościowych, niezależnie od kontekstu, czy celowości tych działań. Niejeden rodzic z pewnością zrobił to wielokrotnie, bez jakiejkolwiek refleksji, nie spodziewając się, iż z jego niewinnej publikacji mogłoby wyniknąć coś krzywdzącego. Są jednak takie osoby, które nie tylko publikują treści z udziałem swojego dziecka, by bezinteresownie pokazać miłe chwile ze swojego życia. Część z nich widzi w tych działaniach prostą drogę do zmonetyzowania ich wizerunku, poprzez nawiązanie współprac i reklamowanie produktów. Wszak nie od dziś wiadomo, że nic nie „sprzedaje się lepiej”, aniżeli rzeczy dla dzieci, bo wiadomo – dziecku nikt nie żałuje, a materiały z ich udziałem najlepiej się klikają.


A co, gdybym Wam powiedziała, iż istnieją rodzice, którzy z pełną odpowiedzialnością przedstawiają przesadnie dramatyczny obraz swojego życia i wykorzystują dziecko do zarobku, wbrew jego woli. Wbrew jakimkolwiek zasadom etycznym. Kreują nieprawdziwy, przesadnie dramatyczny wizerunek cierpiącego człowieka, by na jego niedoli nagromadzić imponujące sumki pieniędzy ze zbiórek. Zbiórek na ratowanie jego życia, choć ono wcale nie jest zagrożone…

Jolanta Żuber nie od dziś porywa się na kontrowersyjne, aczkolwiek trudne i niezwykle aktualne tematy społeczne. Wiele z Was może odebrać postać matki, czyli matki niepełnosprawnej Judyty, jako wysoce przerysowaną, a jej działania, jako kompletnie niewiarygodne. Ostatnio jednak bardzo zagłębiłam się w treści związane z nadużywania mocy, jaka płynie właśnie z tworzenia zbiórek na szczytne cele, jak również sharentingu per se i uwierzcie mi – nie takie cuda się dzieją na świecie. Warto również zainteresować się tematyką związaną z pojęciem zespołu Münchhausena, klasycznym narcyzmem i egocentryzmem, jak również uzależniającym działaniem SM na zachowanie jednostki, a łatwo będzie dojść do konkluzji, iż nic na wyrost tutaj się nie zadziało.
Najnowsza powieść autorki wpisuje się w ramy klasycznego thrillera psychologicznego, w którym mocno wybrzmiewają dramatyczne tony. Nie brak tu również narastającego napięcia i mocnych wątków związanych z nękaniem, prześladowaniem oraz zastraszaniem. Ten sensacyjny wydźwięk nadaje historii dynamiki, przez co strony przewracają się same. Ja połknęłam całość w dosłownie jeden dzień, dając się pochłonąć tej chorej, ostro popapranej opowieści. Jej moralizatorski ton rezonuje między wersami, pozostawiając czytelnika z wieloma przemyśleniami, wartymi poddania dogłębnej analizie.
„Oziębłość” była naszą klubową książką miesiąca i czytaliśmy ją wspólnie w ramach #czytamsuspens, wymieniając się na grupie dyskusyjnej celnymi spostrzeżeniami. Wiele aspektów – tj. głównych motywów, cytatów, ulubionych scen czytelniczek znajdziesz na grafikach pod linkiem: https://www.instagram.com/suspense_bo…
Współpraca reklamowa z @jolanta_zuber
Co było najtrudniejsze w pisaniu książki o takiej tematyce?
Jolanta Żuber: „Najtrudniejsza w napisaniu Oziębłości była kreacja postaci matki, która z jednej strony jest opiekunem, a z drugiej manipuluje faktami. Zależało mi na tym, by czytelnik, poprzez wydarzenia z przeszłości Anny, zrozumiał nieco jej motywację, ale jednocześnie nie usprawiedliwiał takiego zachowania.”
Skąd pomysł na powieść o takiej fabule?
Jolanta Żuber: „Pomysł na powieść o takiej fabule narodził się po przeczytaniu artykułu, w którym matka oszpecała własne dziecko i czerpała z tego korzyści finansowe, zakładając zbiórki. U mnie nie było to aż tak drastyczne, skupiłam się na roli social mediów jako narzędzia do manipulacji. Moim zamysłem było to, by pokazać, że największe tragedie dzieją się za zamkniętymi drzwiami, a ludzie ślepo podążają za popularnością.”

