Jak zacząć pisać, nie mając za wiele do napisania? Czasami słowa same jawią się w głowie tworząc kompatybilny zlepek, układają się w sensowne zdania, wypływając wprost spod palców na klawiaturkę.
Czasami wyrzucam opinie z siebie w tempie wystrzałów z karabinu maszynowego, spisuję je pod wpływem chwili, impulsu. Wyrzucam z siebie wszystkie emocje towarzyszące mi podczas lektury, staram się przelać je na Was, niezależnie od tego na ile poprawnie są skomponowane, zawsze są szczere i moje. Czasami ogrom emocji potrafi przytłoczyć, rewelacyjny wydźwięk powieści okazuje się dla mnie zbyt ogromnym ciężarem i nie potrafię sprostać zadaniu. Czuję się nieadekwatną osobą, która mogłaby o danej książce napisać, zwyczajnie niekompetentną.
Tym razem nie potrafię ubrać w słowa tego co czuję po lekturze „Mortalisty” – dlaczego zapytacie? Dlatego, iż nie wzbudził on we mnie kompletnie żadnych emocji… no, oprócz finalnej radości, iż dobrnęłam do ostatniej minuty audiobooka i zakończyłam tę podróż z Honoriuszem i Allegrą (takie fancy imiona głównych bohaterów). Nie każda historia trafi do każdej osoby i tutaj mamy przykład, iż ja tym razem nie odnalazłam się w najnowszej prozie Pana Czornyja.
Do rzeczy. Tytułowym enigmatycznym bohaterem jest specjalista od umierania, na branży zna się jak mało kto. Niegdysiejszy kierownik katedry mortalistyki – aktualnie dorwał fuchę porządkowania mieszkania zmarłego, w którym natknie się na brutalne odkrycie. Sieć ukrytych korytarzy w domu denata skrywa ciała sprofanowanych dziecięcych ciał. Podejmuje on oczywiście dochodzenie na własną rękę i rozpoczyna lawinę akcji kryminalno-sensacyjnych. Lawina jednakże nie należy do tych gwałtownych, osypuje się tak wolno, że każdy z nas zdążyłby przed nią zwiać. Nawet pieszo. Nie mam nic przeciwko braku dynamizmu w powieściach, jednak tutaj momentami miałam ochotę popchnąć głównego bohatera i wyrwać mu z dłoni absynt, piwko, czy tam herbatkę. Nie polubiłam się z postaciami, jednak myślę, że głównie ze względu na ich dialogi. Zbyt dużo porównań, niespecjalnie śmiesznych żartów, a za mało mroku. Za mało w tej książce posępności, kurzu, syfu, cmentarzysk osnutych gęstą atmosferą. Zdecydowanie moje wyobrażenia względem tej książki nie spotkały się z tym, co zaserwował autor. Może to moja wina – wyobraziłam sobie megamocny thriller z dawką grozy, a to moim zdaniem bardziej gratka dla fanów typowego, lecz nieśpiesznego kryminału. Na plus oceniam przedstawienie rzadko spotykanej choroby, którą jest fibromialgia. Co więcej, cieszy mnie to, że znalazła się tutaj garść ciekawostek powiązanych z branżą funeralną, badania z Trupiej Farmy, oraz takie zagadnienia jak nekrofauna, zmierzchnica trupia główka, mumifikacja, diabelskie skrzypce, kult śmierci, gusła. Moja ocena, tym razem 💀💀/5