„Ludziostki” Marcina Nadratowskiego, to zbiór jedenastu opowiadań z gatunku szerokorozumianej grozy, które miałam przyjemność czytać na początku roku i wywarły na mnie ogromne wrażenie. Chcąc nieco odświeżyć sobie te krótkie teksty, okraszone ogromną dozą mroku, szaleństwa i okrucieństwa, postanowiłam dzisiaj przysiąść do lektury i sprawdzić, czy ten weird nadal tak ostro rezonuje. Odpowiedź na moje wewnętrzne dywagacje oczywiście nie mogła być inna, aniżeli pozytywna. Narracja Marcina jest uzależniająca. Ją się chłonie dosłownie każdym zmysłem i przetwarza jeszcze na długo po zamknięciu ostatniej strony jego pokręconych opowieści.
Być może nie jesteście fanami antologii, totalnie to rozumiem, bo ja też rzadko kiedy się daję na nie namówić. Może ze dwa razy do roku się skuszę, gdyż zwykle nim zdążę się wczuć w daną historię, jest mi odgórnie i bruta4lnie narzucone, by się z nią rozstać. Ciężko też mi przejść płynnie z jednego opowiadania do drugiego, tak ad hoc. Uwierzcie mi na słowo, z „Ludziostkami” nie miałam takich problemów. Tu nie ma żadnych przeciwskazań. Łaknęłam tych tekstów, chłonęłam je niczym wygłodniałe zwierzę, przyjmując wszystko takim, jak wykreował autor. Niczego mi tutaj nie brakowało. Każde z tych jedenastu opowiadań było wystarczające, pełne i dosadne.
Nadratowskiego nazwałabym mistrzem zakończeń, gdyż każdorazowo przy końcu rzuca taką psychologiczną petardą, jakby chciał zawstydzić czytelnika. „No co, myślisz, że się spodziewałeś? Pfff, chciał*byś”. Nie ma tu miejsca na wygodę, treść mocno uwiera, doskwiera boleśnie i wbija się podskórnie, wprost do podświadomości, w której zagnieździ się na dobre. Historie spisane płynną i angażującą stylistycznie narracją, od pierwszego, do ostatniego słowa trzymają w niepewności i stale narastającym napięciu. Gdybym miała porównać te historie do czegokolwiek, z czym miałam styczność, bez wątpienia byłyby to odcinki „Czarnego lustra”.

Pozornie ze sobą niepowiązane, niby niemożliwe, a jednak tak krzywdząco prawdziwe. Połączenie science fiction, z weirdem, h0rrorem per se i psychologicznym koktajlem ludzkich słabości, rządz i pokus. „Ludziostki”, to kompilacja ludzkiego zła. Tego które w sobie skrywamy i wypływa z nas niepostrzeżenie. Dostrzegalne dopiero w momencie, gdy staniemy niczym Ebenezer Scrooge przed duchami swojej przeszłości, rozliczeni z popełnionych grzechów i zaniedbań. Nadratowski przedstawia człowieczeństwo w krzywym, czarnym zwierciadle, z którego nie tylko sączy się gorycz i krzywda, lecz również posoka i ekskrementy. Nie brak tu ekstremalnych scen wywodzących się żywcem z gore, psychopatycznych poczynań i schizofrenicznych wizji.
„Ludziostki”, stanowią swego rodzaju kompendium ludzkich win, które prowadzą do destrukcji. Uzależnienie, znęc4nie się nad innymi, zdrady, prozaiczna bezmyślność, seksu4lne dewiacje, gw4łt, zaniedbanie względem własnego potomstwa i wszelkiego rodzaju nieakceptowalne społecznie aberracje. Autor z wyraźne wyczuwalnym naciskiem wskazuje niebezpieczeństwa czyhające na nas ze strony technologicznych udogodnień, takich jak nieodpowiednio zarządzana i wykorzystywana aplikacja, której teoretyczny zamysł rozminął się z praktycznym, jak również kombinacje genetyczne i wszelkiego rodzaju ingerencje w sterowanie ludzkim ego.
Współpraca reklamowa patronacka z @linguamortis_ph

