Uwielbiam dobre zbiory opowiadań, szczególnie gdy są kompilacją treści spod pióra jednego autora. Zauważyłam jednak, że ich lektura jest dla mnie bardziej wymagająca. Potrzebuję więcej czasu na ich analizę, przyswojenie. Po każdym tekście muszę odsapnąć, zachłysnąć się, przetrawić. Nie jestem w stanie przeczytać ich ciurkiem. W wielu wypadkach opowiadania opierają się na metaforach, niedomówieniach, które na pierwszy rzut oka są płaskie i wydają się błahe, jednak po dogłębnym i wnikliwym wglądzie nabierają sensownych i wielowymiarowych kształtów.
Zbiór dwudziestu pięciu opowiadań mistrzyni gotyckiej prozy łączy jedno – krytyka społeczeństwa. Autorka stopniowo, aczkolwiek dyskretnie buduje napięcie, rzuca sugestywnym żartem, przedstawia życie zwyczajnych ludzi. Usytuowane w nowojorskiej rzeczywistości historyjki biorą pod lupę plotkujące kury domowe, sztuczne uprzejmości, fałszywe przyjaźnie, rasistowskie poglądy i małomiasteczkowe zwyczaje. Wszyscy bohaterowie noszą jakieś maski, przywdziewają je na różne okoliczności w zależności od potrzeby. Ta niby-sielanka, wystawne spotkania ze znajomymi, piękne mieszkania, cudownie wnętrza, rozmowy międzyludzkie na najwyższym poziomie skrywają jednak mroczny defekt. Fasada pozornej obyczajowości zostaje wzburzona, gdy Shirley wykłada na stół swojego asa – grozę. Zakończenie „Loterii” jest majstersztykiem, na zawsze pozostanie w mojej pamięci, tak samo jak chora dyskusja obcego mężczyzny z niewinnym dzieckiem w „Czarownicy”.
Nie będziecie się bali, jednak poznacie najciemniejszą stronę natury ludzkiej, z którą mamy do czynienia podczas zwykłej codzienności.