Choć tytuł i okładka mogą sugerować niemal baśniową aurę, „Córce weterynarza” najbliżej do nieocenzurowanych baśni braci Grimm. Ten baśniowy duch przemyka mimochodem między stronami powieści, niosąc nadzieję na dobre zakończenie, jak to na tego typu tekst przystało.
Czy tak oto się stanie i nasza główna bohaterka – młodziutka Alice znajdzie swojego wymarzonego księcia z bajki? Gdy ją poznajemy, już od samego początku dowiadujemy się jak bardzo jest zalękniona. Jej matka znajduje się na łożu śmierci, dotknięta okrutną chorobą. Przed zakończeniem swego żywota postanowiła podzielić się z córką historią swej lichej egzystencji u boku niewdzięcznego, bestialskiego mężczyzny. Charakteryzuje się on bezemocjonalnym podejściem nie tylko w stosunku do ludzi, lecz również zwierząt. Człowiek brutalny, nieprzyjemny w obyciu, alkoholik, oszust i zdrajca. Czytanie o tego typu ludziach wyzwala we mnie okropny wstręt, tym bardziej, gdy pomyślę o tym, jak wiele kobiet i dzieci męczy się w ich otoczeniu z nieodpartym przeczuciem, iż nic lepszego w alternatywie nie mają.
Życiowa droga, którą przyjdzie kroczyć Alice jest daleka od Krainy Czarów. Usłana męką, szeregiem bolesnych doświadczeń, upokorzeniem i brakiem psychicznej asekuracji.
Tak jak już Wam wspominałam na stories – jest to pozycja, którą chciałabym przeczytać ponownie, szczególnie w oryginale. Marzy mi się jej jakieś zagraniczne wydanie, może i klimatyczne, starsze, gdyż Barbara Comyns napisała ją w 1959 roku. Dwukrotnie słuchałam każdego rozdziału, przysięgam. Ostatnie fragmenty, w których występują nietypowe wątki (specjalnie Wam o nich nie powiem, by nie spoilerować, ale wystarczająco podsycić ciekawość) są wymowne, dosadne, mroczne. Takie zakończenia uwielbiam. Wiem, że historia Alice zostanie w moim sercu rozsiewając smutek i rozżalenie sytuacją kobiet na całym świecie, których sytuacja nie zmieniła się do dziś i cierpią przez osoby, które niegdyś obiecywały gruszki na wierzbie i miłość bezkresną.
We współpracy z Wydawnictwem Mova