
Jenny Blackhurst to autorka bestsellerowych thrillerów psychologicznych. W swoich książkach zagłębia się w ludzką psychikę, tworzy postaci, z którymi łatwo się utożsamić, jak również totalnie je znienawidzić. „Córka mordercy” nie odbiega od tego schematu.
Dwadzieścia pięć lat temu ojciec Kathryn został oskarżony o skrzywdzenie jej pięcioletniej przyjaciółki Elsie. Do dziś dziewczynka nie została odnaleziona, a piętno odciśnięte na rodzinie domniemanego mordercy, nie pozwala normalnie funkcjonować. Traumatyczne wydarzenia z przeszłości rzucają cień na wszystkie decyzje podejmowane przez główną bohaterkę. Nie potrafi ona wybaczyć, ani zapomnieć o tym co miało miejsce w jej rodzinnym domu. Dziwnym zrządzeniem losu, historia zatacza krąg i z tego samego miejsca ginie kolejne dziecko…
„Córkę mordercy” czyta się szybko i płynnie, gdyż pióro autorki charakteryzuje niezwykła plastyczność i lekkość. Nie ma tutaj miejsca na zbędne opisy przyrody, czy nic niewnoszące przydługie przeciągania fabuły. Wczytujemy się w przemyślenia Kathryn, poznajemy jej bolączki i motywacje, które nią kierują. Jest osobą kruchą, niestabilną emocjonalnie, skłonną do używek. Z jednej strony trudno ją polubić, lecz z drugiej wzbudza ona wiele skrajnych uczuć – głównie współczucie i żal. Akcja jest dość dynamiczna, co jest szczególną domeną powieści z naprzemienną narracją. Autorka wodzi za nos, rzuca sporo fałszywych poszlak, wprowadza celowy zamęt. Niestety, ja zagadkę rozwiązałam relatywnie szybko , głównie za sprawą pewnego filmu, który niedawno obejrzałam😭
💀💀💀/5