„Córka diabła” Marty Zaborowskiej, to siódmy tom cyklu kryminalnego z Julią Krawiec. Kolejny raz w tym roku sięgnęłam po serię od końca i kolejny raz jestem zachwycona – Wydawnictwo Czarna Owca nie zawodzi🤌! Totalnie będę nadrabiać poprzednie części, bo ciekawi mnie, kim dokładnie jest nasza główna bohaterka i jakie doświadczenia z przeszłości miały największy wpływ na jej dotychczasowe zachowania. Samotna matka dojrzewającej dziewczynki, kobieta z bagażem emocjonalnym, po przejściach, zmagająca się z relacją miłosną bez perspektyw. Choć w „Córce diabła” brak szerszego kontekstu, co do poprzednich wydarzeń z życia Julii, nie miałam poczucia, że coś mnie omija. Bez problemu możemy śledzić jej dotychczasowe losy i kibicować zmaganiom, współodczuwać rozterki i być w samym centrum dochodzenia prowadzonego przezeń na własną rękę w sprawie nieszczęśliwego i rychłego zgonu jej przyjaciółki.

Miał być ślub, a jest uroczystość pogrzebowa. Śmierć Rity owiana jest nutką tajemnicy od samego początku i nie pozwala Julii spuścić z tonu. Docieka, analizuje i bada wszelkie poszlaki, które mogłyby doprowadzić do rozwiązania problemu upadku Rity ze skały samobójców. Ciężko jej się pogodzić z wersją o domniemanym celowym upadku, by położyć kres własnego życia, a przypadek nie jest raczej brany przez przyjaciółkę pod uwagę. Od samego początku Julia doszukuje się śladów popełnionej zbrodni, kwestią podlegającą analizie jest motywacja i wytypowanie sprawcy. Dywagacje nad naturą tej niejednoznacznej śmierci stanowią główny punkt odniesienia do kreacji atmosfery niepewności i napięcia, gdyż każda z tych trzech opcji niesie inni ładunek emocjonalny i wydźwięk dramatyczny. W trakcie rozmów z najbliższymi Rity okazuje się, iż dziewczynę otaczało sporo osób o wątpliwych intencjach, a jej własne sekrety skrywane przed światem były skomplikowane i mogły doprowadzić ją na sam kres klifu…

Marta Zaborowska mistrzowsko operuje słowem i miesza zagadkowość z obyczajowością. Jej narracja jest wyjątkowo płynna i naturalna, sprawiając czytelnikowi ogromną frajdę z lektury. Powieść liczy prawie sześćset stron, co jest nieodczuwalne w odbiorze, jako przesadne, gdyż wir wydarzeń nie pozwala na nudę. Tajemniczą atmosferę dodatkowo wzmacniają opisy natury, surowe zimowe krajobrazy nadmorskich klifów, które odgrywają ogromną rolę w fabule. Autorka postanowiła dodać swojej powieści mrocznego wydźwięku za pomocą „brudny” rytuałów, posępnych rządz i skaz na psychice bohaterów. Pomimo lekkości narracyjnej, Marta Zaborowska nie unika ciężkich tematów, poruszając takie problemy, jak gw4łt, utrata dziecka i nieszczęśliwe macierzyństwo. Jedna scena zostanie ze mną na długo, bardzo prawdopodobnie na zawsze – i to właśnie ten jeden wątek skradł moje serce. Choć sama opowieść Rity jest wysoce emocjonująca, to jak dla mnie pewna postać drugoplanowa zrobiła tu całą robotę swoim zaburzonym umysłem. Wybitny wątek!! W momencie kulminacyjnym aż się zatrzymałam i przeczytałam jedną scenę TRZY razy, bo nie mogłam uwierzyć, że autorka tak mną zmanipulowała. Szacun.

