Wyobraź sobie, że znajdujesz się w miejscu, z którego nie możesz się wydostać. Nic o nim nie wiesz, wszystko wokół jest dziwne, dzikie i nieziemskie. Czas płynie jakoś inaczej, nawet budynki zdają się żyć swoim własnym rytmem… skrywają widmo śmierci, oddychają?? Czy ta wieża rośnie w dół?? Brzmi jak najgorszy koszmar, nieprawdaż? 🫣
Długo zabierałam się do napisania o „Afirmacji”, gdyż po przeczytaniu ostatniej strony byłam pewna tylko tyle, że w mojej głowie zapanował niezły mętlik. Należy mieć na uwadze, iż trzeci tom Southern Reach, to nieodzowny element cyklu, który to jest tetralogią. Przed publikacją tego wpisu poszperałam co nieco w sieci i cofnęłam się do poprzednich tomów, by nabrać szerszego poglądu na całokształt fabularny. Nie chciałam oceniać tej książki zbyt pochopnie, mając na uwadze swoje zmieszanie i poczucie całkowitej dezorientacji. Przyznam szczerze – byłam pewna, że czegoś nie zrozumiałam, coś mi umknęło, prawdopodobnie zwyczajnie nie załapałam bazy.

Okazuje się, że jednak nie. „Afirmacja” Jeffa VanderMeera, jak również „Anihilacja” i „Anomalia” bazują na licznych niedopowiedzeniach, enigmatyczności i zagadce prowadzonej na przestrzeni całego cyklu, na którą nie otrzymujemy jednoznacznej odpowiedzi. W sieci krąży wiele teorii, według których można by rozpatrywać interpretację zajść w Strefie X, jednak sporo z nich to czysta hipoteza, z której wyjście do strefy pewności zapewni nam –
a) kolejny tom,
b) autor w wywiadach,
c) nikt. nigdy.
Southern Reach manewruje na przestrzeni wielu ram czasowych, które nigdy nie są odpowiednio wskazane, początek często jest końcem i na odwrót. Namieszanie z poplątaniem, porównywalne do gara z miksturą czarownicy i zupą z totalnie randomowych rzeczy.

Lektura tej serii okazuje się nie lada wyzwaniem, odnotujemy tu wiele czytelniczych wzlotów i upadków, gdyż sinusoida napięcia, tempa, jak również tematyki jest zadziwiająca i nie przypasuje każdemu. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że albo polubisz ten nierówny flow VanderMeera, albo znienawidzisz. Prozę autora cechuje niespodziewana, dominuje w niej poczucie niewiadomej, zagubienia i chaosu. Pierwszy tom skupiał się na niesprecyzowanej ekspedycji skażonej strefy w weirdowej konwencji grozy, w odniesieniu do poletka science-fiction. Drugi zaś był bardzo przegadaną powieścią psychologiczną, tymczasem w „Afirmacji” autor wraca do początków powstania Strefy X, jednocześnie zmierzając ku jej kresowi. Poznajemy pod dość szerokim kątem obyczajowości losy Latarnika (dla mnie najmocniejszy atut tej historii) oraz małej dziewczynki, która teraz pełni bardzo ważną rolę w badaniach nad strefą… Okazuje się, iż postaci posiadają swoich sobowtórów, co przyczynia się do zapętlenia niektórych wątków w Southern Reach. Skażone tereny, wyludnione, o napierających barierach, roślinnych anomaliach, śmiertelnych doświadczeniach. Strefa X odnotowała niezliczone dywersyfikacje, atypowe zaburzenia czasoprzestrzeni i śmierci, dające życie nowym tworom.

Strefa X uzależnia, nie ma z niej ucieczki. Jak już raz wstąpisz w jej dzikie terytoria, nie wyjdziesz, dopóki nie odkryjesz przyczyn anomalii rozgrywających się na jej terenach. A jak wyjdziesz, to już nigdy nie będziesz pewien, czy nadal jesteś tą samą osobą.
Współpraca reklamowa z @znakjednymslowem

