Kojarzycie slashery? To te horrory, w których zawsze wszystko zaczyna się „wesołą muzyczką”, najczęściej jakimś rockiem alternatywnym z przełomu lat ’90/’00. Głównymi bohaterami są najczęściej licealiści, którzy planują zakrapianą imprezę w opuszczonym, lub raczej niekoniecznie legalnie dostępnym miejscu, a potem każdy z nich po kolei ginie…
„Klaun w polu kukurydzy” Adama Cesare, to właśnie reprezentant tego gatunku. Mamy małe miasteczko, którego rozwój dawno się zatrzymał, a jedynymi znamionami czasów obecnych jest dostęp do Internetu. Kettle Springs w stanie Missouri położone jest pośrodku niekończącego się pola kukurydzy, a jego twarzą jest Frendo – maskotka Baypen, cukrowni produkującej niegdyś syrop kukurydziany. Przemysł niestety siadł, gdyż doszło do felernego pożaru, o którego wzniecenie posądzono jednego z głównych bohaterów naszej paczki. Paczka małolatów, ekipa łobuzów niestroniących od alkoholu, nieustannie ładujących się w tarapaty.

Książka objętościowo jest niedługa, idealnie nada się na jedno niezobowiązujące popołudnie spędzone w oldschoolowym stylu. Dawno nie sięgałam po tę odmianę grozy, więc czerpałam z lektury niemały fun! W głowie jawią się od razu wspomnienia z młodzieńczych lat, gdy hormony buzowały, a pomysły na spędzanie wolnego czasu wykraczały poza ramy zdrowego rozsądku. Jeżeli kojarzycie „Smakosza” i od momentu jego obejrzenia spoglądaliście w kierunku pól kukurydzy w poszukiwaniu tego osobliwego stwora – zapewniam, że po „Klaunie w polu kukurydzy” zaczniecie rozglądać się również za Frendo. Rozwiązanie całej zagadki, jak również motywacja do popełniania się m0rdów jest co najmniej wątpliwa, ale jest to literatura stricte rozrywkowa i – w moim wypadku wysoce nostalgiczna, więc z całego serca polecam. Aktualnie wypatruję polskiej wersji kontynuacji, choć prawdopodobnie nie wytrzymam i skuszę się na oryginał 😀 Książka została zekranizowana, ale zdecydowanie bardziej podobała mi w wersji papierowej, aniżeli wizualnej.

Współpraca ambasadorska z @wydawnictwoakurat @wydawnictwomuza
